wtorek, 11 września 2012

Solińskie (mikro)klimaty

Czyste, błękitne niebo, z którego słońce rozgrzewa powietrze do temperatury 35 stopni Celsjusza, w ciągu 15 minut zasnuwają ciemne, burzowe chmury. Patrzymy na nie z obawą i zaczynamy przygotowania jak do sztormu. Na deptak spada 5 kropli, po czym chmurzyska rozrywane są przez promienie, które smażące nas dalej, bezdusznie, do końca dnia.



Niestety, nie wykształciliśmy szóstego zmysłu jakim podobno dysponują górale: nie potrafimy przewidywać zmian aury po zerknięciu w niebo i wciągnięciu w nozdrza haustu bieszczadzkiego powietrza. Wystarcza nam jedna prawda: pogoda w Bieszczadach jest zawsze, a do tego, jaka jest, nie należy się zbytnio przywiązywać. Rozumiemy jednak, że może być to kwestia istotna dla naszych gości, chcących w czasie krótkiego urlopu cieszyć się wędrówkami niekoniecznie połączonymi z prysznicem i kąpielami błotnymi. Dlatego my, przebywający nad Soliną przez cały sezon od 8 lat, chętnie podzielimy się naszymi solińsko-deptakowymi doświadczeniami i obserwacjami zmagań z pogodą.

Deszczowe duszki

W Bieszczadach, jak w życiu, jak coś może pójść źle, to… czasami idzie źle. Sprawdza się to szczególnie gdy malownicze plany pieszych wycieczek po dzikich szlakach druzgocze jedno z najskuteczniejszych pogodowych narzędzi perswazji: deszcz. Siedzenie w schronisku miewa swoje jasne strony, jednak urlop nie jest z gumy. Wówczas soliński deptak nawiedzają kolorowe duszki… 
Szeleszcząc i chlupocząc przemoczonymi butami, dzielnie przemierzają deptak, nie zrażając się śmietaną cieknącą z gofrów w strugach deszczu. I nie szkodzi, że te foliowe płaszczyki, które kupić można na każdym stoisku, to symptom ich nadmiernej wiary w bezchmurne niebo: ci bardzie przezorni chodzą pod parasolkami. I nie szkodzi, że z rozmiarami owych przeciwdeszczowych strojów różnie bywa, a czasami ubrany tak człowiek nawet własnych rąk w nich nie potrafi znaleźć. Ich widok niezmiennie budzi w nas podziw i wprawia w dobry nastrój nawet w najbardziej pochmurne dni. Kochamy was bardziej od parasolkowych chlapaczy na ladę!
Obserwowaliśmy także mniej konwencjonalne sposoby radzenia sobie w deszczową pogodę. Za szczególnie interesujące uznajemy zaimprowizowane z torebek foliowych czapeczki, z jakichś powodów preferowane przez kuracjuszki sanatorium, a także chowanie się pod sprzętem plażowym takim jak ręczniki, koce czy dmuchane materace.

Garderoba pod ladą

O zmaganiach z pogodą świadczy najlepiej nasza własna, deptakową moda, czerpiąca inspirację zarówno z Karaibów jak z Arktyki. Przewiduje ona stroje na różne okazje, jednak nie zawsze nadające się na wybieg…
Grube swetry i zimowe kurtki obowiązują przez cały rok. Im więcej na sobie, tym lepiej: dążymy do doskonałego kształtu kuli. Twórczo wykorzystujemy także pościel: krzykiem mody są koce i kocyki. Powraca moda na poduszki, szczególnie na krzesłach. Te zazwyczaj przykrywamy polarami, które są o tyle uniwersalne, że mogą być noszone na sobie, w dbałości o nerki w pasie, a także dla komfortu kładzione na kolanach.
W słoneczne dni ulegamy roz-strojeniu i przyjmujemy strategię odsłaniania ciała mającą zapewnić uzyskanie równomiernej opalenizny, co nie jest takie proste, gdy cały dzień siedzi się bokiem do słońca.
Obuwie jest mniej zobowiązujące, liczy się wygoda. W dobrze zaopatrzonej garderobie znajdziemy: sandały, kalosze, buty zakryte lżejsze i ocieplane. Szpilki na niedzielę. Absolutnie niezastąpione są rękawiczki, kompromisowo, dla szybszego wydawania reszty - bez palców.
Jednak zdarza się, że nawet najbardziej doświadczeni przez bieszczadzką aurę, czasami są zaskakiwani. Dlatego nie powinny dziwić także takie ekstrawagancje jak połączenie zaimprowizowanych z bandan onucy z japonkami. Stopy ma się tylko jedne, a że się je ma, to marzną. 

Pogodo, why…? Because I can! 

Deptakowa moda może nie inspiruje się najnowszymi trendami, jest bowiem wynikiem walki o przetrwanie z kapryśną bieszczadzką aurą. Kapryśną, ale nie bez uzasadnienia.
Ta część Bieszczadów co prawda nie jest wysoka, ale gęsto pofałdowana. Masy powietrza przedzierające się między dolinami równie szybko mogą sprowadzić burzę, co przegnać ją dalej. Zalew Soliński nadaje naszemu podgórskiemu klimatowi smaczku nadmorskiego, co objawia się zimnymi, wilgotnymi powiewami, odczuwalnymi szczególnie w okresie jesiennym i wczesnowiosennym.
Dlatego telewizyjnym prognozom nie zawsze można wierzyć i chyba należałoby wziąć przykład z mody deptakowej: przygotować się na każdą pogodę. A może jednak czasem warto dać się zaskoczyć… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz